Jestem maturzystą. Największym przekleństwem jest dla mnie obowiązkowa matura z języka polskiego. Nie zdałem jej, choć na 100 proc. zdałem z rozszerzonej matematyki.
"Po co nam to", grzmiała moja klasa, wszyscy przyszli matematycy, fizycy, informatycy, którzy po prostu nie odnajdują się w słowach. Tak, też jestem wśród nich.
Okrutne obrzydzenie do języka ojczystego towarzyszyło mi przez wszystkie lata szkoły. Pochłaniałem twierdzenia, wygrywałem w olimpiadach, lecz język polski to zawsze był dla mnie tylko przykry obowiązek. W liceum zaczęło się robić ciężej, trzy czwarte mojej klasy chodziło na korepetycje, bez tego ciężko było w ogóle cokolwiek rozumieć
A ja nie mogłem znieść, że mogę zrobić tyle ciekawych, wspaniałych rzeczy, że mam jeszcze tyle twierdzeń do udowodnienia, tyle możliwości, ale MUSZĘ interpretować wiersz o tym, jak podmiot liryczny wielbi drzewo nad wodą, kontemplując przy tym sens życia.
Błagam, to jest wiedza życiowa?! Ja po prostu nie wierzę, nie pojmuję, jak można zmusić tyle młodych, zdolnych umysłów do zajmowania się czymś takim, do robienia czegoś, co nikogo z nas zupełnie nie interesuje i wręcz odrzuca.
No dobra, rzeczowniki, czasowniki, przymiotniki, okej, są to jakieś podstawy (chociaż w XXI wieku i tak wszystko określą za nas maszyny) ale dlaczego MUSIMY umieć interpretować wiersze, metafory, językowe wyznaczniki spójności tekstu, po co.
Nie chodzi mi o to, że jestem głupi, leniwy i nie chce mi się uczyć polskiego, po prostu walczę o wolny wybór. Ktoś to lubi, kogoś to pasjonuje, dobrze, potrafię to zrozumieć, niech sobie pisze wypracowania, gdzie i kiedy mu się tylko podoba, niech sobie zdaje ten polski. Jakby nie był obowiązkowy, to komuś przez to by było źle? Ktoś by ucierpiał? Nie.
Tym bardziej, że dzisiejsza matura z polskiego wcale nie uczy interpretacji i nie otwiera horyzontów, jeśli takie było założenie. UCZY SCHEMATU. Sprawia, że przestajemy myśleć. Nauczyciele tłuką nam do głów: "Zobaczysz taki wiersz, w temacie będzie takie słowo to używasz cech tej epoki."
Zabraknie słowa, przestawiony szyk i wszyscy zaczynają się gubić. Dlaczego? Hm, dobre pytanie. Oczywiście, nie mogę obwiniać nikogo za to, że nie lubię i nie potrafię polskiego, ale chcę tylko uświadomić, że OBOWIĄZKOWA matura dla WSZYSTKICH to kajdany, kraty, to dla wielu zrujnowana przyszłość, (och, cóż za patos).
Nie bez powodu czułem ogromny niepokój logując się około drugiej w nocy w systemie OBIEG. Tak, zawaliłem maturę z polskiego. Tak, mimo korków, mimo tysiąca rozwiązanych arkuszy po prostu spanikowałem widząc zadania zupełnie inne niż rok wcześniej.
Przecież tak naprawdę matura to loteria. Zabrakło dwóch punktów. W pierwszym momencie, patrząc na kolumnę tabeli, w której jak wyrok widniało 27 proc., rozpłakałem się. Mama przytulając mnie, powiedziała: "Brałeś to pod uwagę, przecież na tym się świat nie kończy, zobacz masz 100 proc. z rozszerzonej matematyki".
Tak, to był jeszcze większy i dużo przyjemniejszy szok. Spojrzałem jeszcze raz na to piękne 100 proc., które było zupełnie prawdziwe. Szczerze, mimo, że z matematyki zawsze miałem piątki, liczyłem na jakieś 60 proc., bo nie wierzyłem, ze zadania będą aż tak mi przychylne, nigdy nie robiłem arkuszy, nie wiedziałem nawet do końca co biorą pod uwagę przy ocenianiu tych prac.
Zobaczyłem zadania, zapomniałem o świecie, napisałem, wyszedłem... A przy tym niezdany polski. Ironia losu jest tym większa, że wybierałem się na matematykę. Zawsze chciałem obliczać całki i mieć styczność z analizą matematyczną. Z moimi wynikami, bez ZUPEŁNIE DO NICZEGO MI NIEPOTRZEBNEGO polskiego, dostałbym się, tak mi się wydaje.
Ludzie pytają mnie: "I co teraz zrobisz?", jakby zszokowani, ze nie mam depresji i się nie załamuję. Tak, mam żal, jest mi przykro, że w Polsce jest taki system edukacji. Ale myślę też, że życie dało mi szansę, na wyrwanie się ze schematu. Nie traktuję tego jako porażki. Widocznie tak miało być.
Zdam maturę w sierpniu, wyjadę z Polski, pozwiedzam trochę świata, pójdę do pracy, będę się rozwijać, chłonąć życie, będę wolny i może opracuję jakieś nowe twierdzenie? A papiery złożę w przyszłym roku, chyba, że życie ma dla mnie jeszcze jakieś niespodzianki. Przecież mogę wszystko, niezależnie od niczego. Nic bardziej absurdalnego, żeby jakaś marna matura z polskiego zepsuła mi jakąkolwiek cząstkę życia.
Ten list jest odpowiedzią na artykuł Nie jestem głupia czy leniwa - list